Własnym okiem: Obchodzicie Halloween, Zaduszki, a może Dziady?

Końcówka października i początek listopada to czas wspominania zmarłych. Odwiedza się groby bliskich, zapala świeczkę, kładzie się kwiaty. Jest to piękny zwyczaj, którego początki sięgają bardzo daleko. Charakter tych szczególnych świąt od kilku lat gwałtownie się zmienia. Przybiera nowe formy, skierowane bardziej do dzieci, ale nie tylko. Halloween, które przywędrowało do nas wraz z pop kulturą, choć nie jest zwyczajem rodzimym, staje się maszynką do zarabiania pieniędzy. Jedni kupują chryzantemy i znicze, a inni cukierki i straszne stroje. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby zwolennicy tradycyjnych Zaduszek nie krzyczeli na dzieci, które przebrane za wampiry czy inne straszydła, zapukają do ich drzwi.

Polska jest państwem katolickim. Widać to na każdym kroku. Ksiądz obecny jest od naszych narodzin, przez dojrzewanie i dorosłość, aż do śmierci. W międzyczasie święci ulice, budynki, samochody, prezenty komunijne, przejścia dla pieszych, motocykle, stacje pomp, kotłownie i bóg wie co jeszcze, a za wszystko trzeba mu płacić. Podobno nie trzeba, ale tzw. „co łaska” ma wartość jak najbardziej wymierną. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu liczba powołań maleje w zastraszającym tempie. Seminaria przyjmują coraz mniej osób, a średnia wieku zakonników z roku na rok wzrasta. Może to dlatego, że kościół ze świętością ma niewiele wspólnego? A może dlatego, że homoseksualiści nie muszą już aż tak się ukrywać? Nie mówię, że każdy ksiądz ma jakieś seksualne „dewiacje”, choć uważam, że powinni mieć normalne rodziny z żoną i dziećmi, ale jest to grupa zawodowa u której procent przypadków molestowania i pedofilii jest najwyższy. Nie mam na poparcie moich słów żadnych statystyk, bo nie chcę niczego udowadniać tym, którzy nie chcą tego widzieć. Nawet gdybym takie badania opublikował, osoby kościelne i tak nie posłuchają; będą mnie atakować i przeklinać, a ci co wiedzą, że mam rację… wiedzą, że mam rację. Nie chcę też wrzucać wszystkich katolików do jednego wora – znam wielu znakomitych, dobrych ludzi, którzy idą z Jezusem pod rękę i mają otwarty umysł. Nie mam nic także do samego chrześcijaństwa, które naucza o miłości do bliźniego. Nie podobają mi się dopisane przez papieży i synody zasady, których podstaw na próżno szukać w Biblii.

Tak czy inaczej wielu katolików, co Jezusa mają na ustach, a w ręku kamień dla wolnomyślicieli, jest oburzonych świętowaniem w Polsce Halloween. Bo czczone są duchy, demony, diabły i czarownice, których pomimo tylu stosów nie udało się wymazać. A to wszystko pochodzi od samego Szatana. Tym ludziom przeszkadza, że obchodzone są w naszym kraju pogańskie święta, a nie widzą nic złego w choince, jemiole nad wejściem, magicznych znakach wypisanych święconą kredą na drzwiach wejściowych, czy malowaniu jajek. Te wszystkie chrześcijańskie tradycje pochodzą z religii uznanych przez kościół za pogańskie. Jednak, gdy dzieci bawią się w przebieranie i zdobywają cukierki robi się wielka afera.

Wiadomo, że Halloween to konsumpcyjne święto. W sklepach zmienia się wystrój, sprzedawane są słodycze w kształcie dyni, a także maski i śmieszne peruki. Dzieci proszą, rodzice kupują. Tylko, co w tym złego? W Zaduszki za to pojawiają się „jednodniowi” handlowcy, którzy sprzedają kupione wcześniej znicze i kwiaty, bo na cmentarzu trzeba mieć znicze i kwiaty. I to najlepiej plastikowe, do dłużej będą (piękne?!). Sprzedawcy zarabiają na tym krocie, tak jak dyskonty zarabiają na dzieciach. Tylko słodycze sprawią dziecku radość, a kwiaty i znicze służą tak naprawdę tylko handlowcom i… innym. Bliscy, których już na tym świecie nie ma, raczej nie docenią, że raz w roku odwiedzamy ich grób i przed wejściem do nekropolii kupujemy kwiaty i znicze, a najlepiej w promocji. Albo elektryczne lampki, które świecą pierdyliard godzin i przypłynęły tu aż z Chin. Robimy to dla innych – członków rodzin, których rzadko widujemy, dla sąsiadów i odwiedzających. Żeby widzieli, że dbamy o groby, pamiętamy i nie żałujemy na bliskich pieniędzy. 

Oczywiście na cmentarz trzeba się odpowiednio ubrać. Niech widzą, że nam się powodzi. Że mamy gust, gest i hajs. Na szpilkach, w skórach, miniówach, garniturach, w pełnym makijażu i pewnym krokiem! Niech widzą. W końcu tylu ludzi się tu spotka. Wszystko to jest płytkie i na pokaz, a zmarli wydają się być tylko „złem koniecznym”, tej rewii, tradycyjnym alibi.

Za kilka dni pozostanie tylko bałagan, martwe kwiaty i plastikowe kwiaty, których nie można poddać recyklingowi. I migać będą chińskie lampki, ale i te w końcu trafią na śmietnik. I je też ciężko zutylizować, bo mają baterie i są zbudowane z różnych tworzyw, które nie mają żadnego europejskiego certyfikatu.

Gdzieś pomiędzy Zaduszkami a Zaduszkami widywana jest pani Jadzia, która na cmentarzu bywa prawie codziennie. Tęskni do swojego męża, którego straciła zaraz po wojnie. Przynosi mu swoje problemy, żywe kwiaty i prawdziwy płomień miłości, którego nie chce poddawać recyklingowi. Uśmiecha się do kamiennej płyty i mówi – Przepraszam Cię Wacek, że mnie przez kilka dni nie było. Na cmentarzu zrobił się taki ruch, że bałam się, że się do Ciebie nie przecisnę.

Komu zatem przeszkadza Halloween? Tradycjonalistom? Ludziom wierzącym? A może tym, którzy widzą świat  tylko przez pryzmat swojego o nim widzimisia? Dajmy dzieciom być dziećmi, a zastanówmy się raczej nad dorosłymi. Ile w Zaduszkach jest prawdziwej wiary i zadumy, a ile robienia czegoś na pokaz.

Sugeruję kupić trochę cukierków. Z doświadczenia wiem, że dzieci wracają do domów, gdzie je obdarowano. Przebrane za mini-czarownice, mini-diabły i mini-straszydła ucieszą się na nasz widok i na pewno nie mają konszachtów z diabłem.

Chyba, że chcemy psikusa.

olo

Udostępnij