Zbliżają się wybory samorządowe. Choć nie ma jeszcze oficjalnych kandydatów na wójtów, burmistrzów czy radnych, w Internecie pojawia się coraz więcej politycznych przepychanek. To nie jest artykuł wyborczy – to jest artykuł uczulający!
Demokracja (z j. gr. „rządy ludu”) zakłada, że to obywatele sprawują władzę bezpośrednio lub za pośrednictwem wybranych przez siebie przedstawicieli. Powinno być tak, że wybierane są osoby kompetentne, które nie dość, że mają odpowiednie kwalifikacje to biorą pod uwagę wolę i zdanie wszystkich obywateli. W makroskali nie da się poznać osobiście wszystkich kandydatów na prezydenta, wójta czy burmistrza. O ich planach, celach i zamierzeniach dowiadujemy się podczas kampanii wyborczej. A przynajmniej tak się nam wydaje. Tzw. kiełbasa wyborcza to obietnice składane wyborcom, aby zdobyć ich poparcie. Teoretycznie można obiecać wszystko, choć często się zdarza, że obiecane postulaty ostatecznie nie będą spełnione.
Kampania wyborcza przybiera również inne formy. Zdobywanie głosów to jedno, ale skuteczne bywa również odebranie głosów swoim przeciwnikom. „Brudna kampania” to działania mające na celu dyskredytowanie przeciwników politycznych, wprowadzanie w błąd opinii publicznej, szerzenie fałszywych informacji lub używanie agresywnych taktyk w celu zdobycia przewagi w wyborach. Ta praktyka niestety jest bardzo popularna.
Można jej używać na różne sposoby. Jednym z nich jest publiczne wytykanie innym błędów z przeszłości, czy to chodzi o życie prywatne czy publiczne. To często bywa skuteczne. W katolickim kraju jakim jest Polska, np. niewierność małżeńska, rozwód, preferencje seksualne, kłótnie rodzinne, problemy członków rodziny itp. mogą mieć „silne pole rażenia”, choć bardzo często nie determinują tego, jakim ktoś jest człowiekiem. Rozwodnik może być świetnym prezydentem, niewierzący burmistrzem, a homoseksualista… wójtem.
Inną sprawą są kłamstwa i manipulacje faktami. „Każdy kij ma dwa końce”, co oznacza, że właściwy pogląd na daną sprawę wymaga poznania tematu z różnych punktów widzenia. Wyobraźmy sobie kogoś, kto zabił człowieka. Od razu nasuwa się, że to bardzo złe, że powinien trafić do więzienia i spędzić tam resztę życia. A gdyby okazało się, że zabił mordercę, który za chwilę miał odebrać życie dziecku? Czy zatem zrobił źle, czy jest raczej „bohaterem”? Przykład ekstremalny, jednak znając tylko pierwszą część historii łatwo wysunąć mylne wnioski.
Podobne praktyki stosuje się podczas brudnych kampanii pokazując tylko jedną stronę medalu. Dochodzi do tego nagonka na różnych stronach internetowych. Warto zdawać sobie sprawę, że bardzo wiele komentarzy w sieci, tych politycznych, ale i konsumenckich zachęcających, bądź odradzających zakup jakiegoś towaru, to płatne treści generowane przez opłacone osoby. Jeden użytkownik może założyć niezliczoną liczbę kont i loginów, aby za ich pomocą chwalić lub dyskredytować daną osobę lub towar. Inni użytkownicy zastanawiając się nad wyborem czytają pozytywne komentarze i są przekonani, że to szczere opinie i w efekcie decydują się na zakup. Działa to też w drugą stronę. Anonimowe rzeczy wypisywane na temat kandydatów bywają często autorstwa jednej osoby. Osobiście przekonałem się, że na pewnej stronie, na której często pojawia się na temat wyborów na burmistrza, kilka nicków wylewa pomyje na jednego z kandydatów, jednocześnie gloryfikując innego; a wszystkie pisze ta sama osoba, bo przez pomyłkę się nie przelogowała i widziałem tę schizofreniczną wymianę zdań między… sobą a sobą. Cel był jasny – jednego kandydata oczernić, a drugiego wybielić. Brudna polityka, a do tego anonimowa.
Jak zatem możemy dokonać właściwego wyboru? Zdecydujmy sami! Przyjrzyjmy się kandydatom własnym okiem. Przeanalizujmy, czy rzeczywiście robią coś dobrego, czy tylko głośno krzyczą. Czy prowadzą brudną kampanię, czy raczej unikają oczerniania innych. To dużo mówi o człowieku. I załóżmy „filtr” na wszystkie treści pisane przez anonimowych internautów, które często są częścią kampanii.
oko